Sposoby na ślimaki
Jak pozbyć się ślimaków? Jest na to jedna rada – trzeba szukać metod naturalnych, bo inaczej zaszkodzimy i sobie, i przyrodzie. Po pierwsze, pozbywamy się tylko ślimaków inwazyjnych.
Jak to robić bezpiecznie?
Poniższy tekst został opublikowany w facebookowej grupie Zielone Inspiracje w formie postu, jego autorką jest Maria Maj-Klepacka, która dzieli się w nim własnymi doświadczeniami.
„W wielu częściach kraju pojawiły się inwazyjne ślimaki, najczęściej są to śliniki luzytańskie (nagie, pomarańczowo-brązowe – jak ten widoczny na zdjęciu powyżej), będące groźnymi szkodnikami nie tylko naszych upraw, ale także całego ekosystemu (są obserwacje, że potrafią one być zagrożeniem nawet dla piskląt w gniazdach!).
Naturalne sposoby na ślimaki
Nie ma innej rady – trzeba i należy z nimi walczyć. Metod ekologicznych jest wiele; świetnie sprawdzi się na przykład pułapka piwna – dość szerokie naczynie zakopujemy tak, żeby jego brzeg był na równi z gruntem, nalewamy do środka piwa i czekamy, aż smakosze się potopią. Można też ślimaki po prostu zbierać i wysyłać na łono Abrahama inną, dowolną metodą, że tak powiem, „mechaniczną”… Brzmi to drastycznie, ale w ten sposób działamy na korzyść całego ekosystemu. Unikajmy soli – nie tylko jest to sposób niehumanitarny, ale i niestety nie jest neutralny dla gleby.
Jeżeli natomiast zdecydujemy się na zastosowanie trucizny, tzw. granulek, osiągniemy dwie rzeczy. Po pierwsze, wybijemy wszystkie rodzaje ślimaków w naszym ogrodzie, które skuszą się na „smakołyk”.
Czy to źle? Owszem, źle – choćby dlatego, że nasze rodzime ślimaki ograniczają populację tych inwazyjnych (zjadają ich jaja, a także młode osobniki – wiele ślimaków jest kanibalami). Stworzymy tym samym niszę – a natura nie lubi pustki. Wkrótce ślimaki znowu wypełnią tę niszę – tyle że zrobią to te najbardziej inwazyjne – i tym razem nie będą miały konkurencji.

Po drugie, wybijemy przy okazji stworzenia, które tymi ślimakami się żywią: owady (takie jak chrząszcz biegacz), płazy (żaby, ropuchy), gady (jaszczurki, padalce), ptaki (np. drozdy) i ssaki (jak chociażby jeże, ale na tym nie koniec – jedna z Grupowiczek straciła także w ten sposób, w jednym momencie, obydwa swoje psy!
Pamiętajmy też, że nikt nie zabroni podtrutemu ślimakowi wpełznąć do ogrodu sąsiada, który także może mieć czworonożnych przyjaciół. Wszystkie te istoty mogą zginąć w mękach po zjedzeniu zatrutych ślimaków.
Kiedy ślimaki inwazyjne powrócą, aby wypełnić pustkę, nie będą miały w naszym ogrodzie żadnych naturalnych wrogów… będzie „wesoło”…
Kolejna sprawa – na fali ślimaczej paniki zaczynamy winić również nasze rodzime ślimaki, które przecież funkcjonują w naszym ekosystemie od wieków– i żyją z innymi stworzeniami w harmonii. Mają naturalnych wrogów, same nawzajem ograniczają swoją populację i w zbalansowanym ogrodzie nie robią drastycznych szkód.
Zbalansowany ogród, to ogród:
- zawierający różne rośliny, którymi ślimaki mogą pożywić się bez szkody (także chwasty),
- w którym występują naturalni wrogowie ślimaków.
Czyli powinien to być ogród bez chemii (lub z niewielką jej ilością), będący częścią większej całości, ekosystemu (w otoczeniu innych domów lub łąk, pól, lasów).
Jeżeli mamy mały ogródek w blokowisku, to rzeczywiście, nawet nasze rodzime ślimaki mogą narobić szkód – bo nie mają gdzie się rozproszyć, a ich naturalni wrogowie raczej w takich okolicach nie występują.
Zaręczam, że w zbalansowanym ogrodzie ślimaki nie robią żadnych ISTOTNYCH szkód. Obserwuję to na co dzień. Dodatkowo, moja populacja rodzimych ślimaków (pomrowów, winniczków, wstężyków) skutecznie blokuje drogę luzytańcom – w ciągu dwóch lat widziałam u siebie dokładnie 3 (słownie – trzy) sztuki.Czy nie mam żadnych szkód? Coś się znajdzie – młode sadzonki hortensji, osobiście przeze mnie ukorzenione, zostały objedzone (w żaden sposób temu nie przeciwdziałałam – wyszłam z założenia, że muszą sobie poradzić i faktycznie – w momencie, gdy zaczęły być podgryzane, wystrzeliły błyskawicznie do góry, jakby walcząc o życie). I to by było tyle. A – i jeszcze ślimak złamał mi jedną ostróżkę – łobuz w skorupce wlazł na czubek i pod jego ciężarem kwiatostan złamał się. Rozśmieszyło mnie to i zrobiłam mu pamiątkowe zdjęcie.
Mam tych ślimaków naprawdę sporą ilość, i to bardzo różnych. Jak mi się chce, czasami zbieram winniczki i przynoszę na taras – układam na płytkach, a one zajmują się wyżeraniem chwastów.

Niepomiernie apetyczne rzeczy, jak np. sałatę, uprawiam w skrzyniach pod siatką, uprzedzając potencjalne kłopoty.Zachęcam Was – działajcie proekologicznie, także dla własnego dobra.
Przecież te trutki zostaną w środowisku. Jeśli taki podtruty ślimak wejdzie pod ziemię, żeby zdechnąć, nawet nie będziecie tego widzieć. A później zasadzicie tam rzodkiewkę… Zatrute ślimaki nie wyparują, zatrujecie sobie własną glebę! I – jeżeli nie mieszkacie w całkowicie sztucznym ekosystemie, jak pojedynczy ogródek wydarty blokowisku – dajcie szansę naszym ślimakom. Są potrzebne.
Bądźmy też trochę bardziej krytyczni w ustalaniu związków przyczynowo-skutkowych. To, że coś nam zjadło sałatę, a my widzimy wstężyka na drzewie, nie znaczy jeszcze, że to on jest winowajcą. Może tak być, ale nie musi! Pamiętajmy, że nagie ślimaki wcześnie rano chowają się pod ziemię i po prostu przez cały dzień ich nie widać”.
Zdjęcia: główne: Arcaion/pixabay
W tekście: Maria Maj-Klepacka
Ja też zbieram je ręcznie. Nie solę, ani nie sypię trucizny. Kocham jeże i inne zwierzaki, które się nimi żywią.
Proszę o opinię na temat biologicznej formy zwalczania ślimaków bezdomnych za pomocą preparatu Nemaslug.
Nie możemy pomóc w tym zakresie
Zbieram do butelek, najlepiej z szeroką szyjką, np. po kefirze lub soku. Zakręcam potem butelkę i wyrzucam. Na drugi dzień nie żyją.
można od razu unicestwić, wtedy umrą szybciej.
Zbieram do wiaderka szczypcami do grila i zalewam wrzątkiem.
Topienie w wodzie nic nie daje, wychodzą. Czemu zatem mają nie wyjść z pułapki piwnej?
To jest alkohol.