ZIELONE POGOTOWIE BLOG

Pani od robali

„Mali mieszkańcy ogrodu. Poranny spacerek Kubusia” oraz „Mali mieszkańcy ogrodu. Niespodzianki i odkrycia” to dwie książki Marii Maj-Klepackiej. O owadach i pająkach, które można spotkać w polskich ogródkach, a o których wciąż tak mało wiemy i często traktujemy jak szkodniki. Idealny prezent dla dziecka, bo szybko mu się nie znudzi, a przy tym nauczy je empatii i rozbudzi ciekawość świata. Książki te przydadzą się również walczącym z mrówkami na swoich działkach 😉

Maria-Maj-Klepacka-Mali-Mieszkancy-Ogrodu-1024x684 Pani od robali

Przeczytaj wywiad z autorką książek, a dowiesz się, dlaczego te książki będą idealnym prezentem dla dziecka, które kochasz.

Te książki są niezwykłe w swym przekazie i każdy, kto je czytał o tym wie.  Dzięki nim każde dziecko i każdy dorosły może zobaczyć, jak naprawdę wyglądają najmniejsi mieszkańcy ogrodu… Powiedz mi, jak urodził się sam pomysł na stworzenie książki dla dzieci o owadach i pająkach? Jaki był Twój cel zanim zabrałaś się za pracę?

Zauważyłam, że dzieciaki znajomych biegające w naszym ogrodzie są bardzo zaciekawione wszystkim, co w nim żyje. Pytają „co to”, „co robi”, wypatrują, nadają imiona. Ja z kolei odwiedzając znajomych lubię przynosić dzieciom jakiś drobiazg, najczęściej książki. Chciałam więc kupić książkę o takich małych żyjątkach, ale odkryłam, że takiej pozycji na rynku po prostu nie ma. Są albo bajki bardzo infantylne, w których motyl czy mrówka wyglądają zupełnie kreskówkowo, albo „dorosłe” atlasy przyrodnicze. Wpadłam więc na myśl, że sama taką książkę napiszę.

Idealnie zgrał mi się ten pomysł w czasie z moją nowo odkrytą pasją – makrofotografią, dlatego mogłam stworzyć pozycję all inclusive – bajka, ilustracje malowane i zdjęcia w jednym. Testowałam pojedyncze rozdziały na zaprzyjaźnionych dzieciakach i wszystkim bardzo się podobało. A że dzieci w tym wieku są wybitnie szczere, uznałam ich recenzję za dobry omen (śmiech). Zadzwoniłam do Zielonego Pogotowia z pytaniem, czy byliby chętni do współpracy i właściwie z miejsca ruszyliśmy z realizacją.

Możesz powiedzieć, czym wyróżnia się Twoja książka od innych książek dla dzieci?

Jestem psycholożką edukacyjną. Przez 10 lat jeździłam do szkół w całej Polsce, prowadząc szkolenia dla nauczycieli m.in. z zakresu tego, jak uatrakcyjniać zajęcia w sposób przyjazny mózgowi małego człowieka (pozdrawiam z tego miejsca wszystkich moich kursantów!). Pisząc tę książkę wykorzystałam całe swoje doświadczenie – miałam plan stworzyć pozycję, w której solidna porcja wiedzy zostanie podana tak, aby młody mózg przyjął ją zupełnie bez wysiłku i mimochodem, dobrze się przy tym bawiąc. To był punkt wyjścia.

Miałam też dodatkowy cel. Przyznam, że nie jestem fanką estetycznej strony wielu współczesnych bajek dla dzieci. Nie uważam, żeby dziecko trzeba było traktować jak odbiorcę, który „łyknie wszystko” i upraszczać dla niego grafiki aż do przesady. Wręcz przeciwnie – wierzę, że zmysł estetyczny należy w dziecku kształtować od początku. Dlatego moje ilustracje są inne. Akwarele przedstawiają zwierzątka w sposób bardzo zbliżony do tego, jak wyglądają one naprawdę – wyjąwszy „twarze”, których mimika w opowieści dla dzieci jest potrzebna. Od osoby znającej się na rzeczy usłyszałam, że nawet użyłkowanie na skrzydłach motyli odpowiada rzeczywistości. O to mi chodziło.

No i na koniec – najważniejszy element estetyki książki, czyli fotografie. Nie widziałam na rynku książki dla dzieci ilustrowanej artystycznymi zdjęciami, tym bardziej z zakresu makrofotografii. A nie ma przecież powodu, żeby zdjęcie przedstawiające biedronkę nie było przy okazji piękne. Książka ma charakter na poły albumowy, stąd też taka, a nie inna jakość druku. Zresztą – stwierdziłam, że jeśli książka będzie równie aktualna za 50 lat (a taki jest plan- chyba że wyginą wszystkie nasze owady i pająki) to powinna doczekać nie tylko wnuków, ale i prawnuków osób, które ją kupią.

Czy to prawda, że hodowałaś modliszki, żeby móc potem o nich napisać i zrobić im zdjęcie?

Tak, hodowałam modliszkę gwinejską o imieniu Mańka. Potrzebowałam modliszki do zdjęć, a w mojej okolicy jeszcze ich nie ma – choć to tylko kwestia czasu.

Jak to wyglądało? Czego się dowiedziałaś?

Mańkę kupiłam od kolegi. Razem z Mańką przyszła do mnie paczka zawierająca jedzenie dla Mańki, czyli…karaluchy i świerszcze, które także musiałam hodować, a które okazały się bardziej w sumie absorbujące czasowo niż sama Mańka. Najbardziej niesamowitym momentem było oczywiście karmienie. Małżon wolał nie patrzeć (śmiech). Mańka była fantastycznym myśliwym, ale sposób w jaki jadła (zjadając ofiary żywcem, za pomocą narządu gębowego przywołującego na myśl Predatora z horroru science-fiction)  był czymś dla osób o mocnych nerwach. Karmienie Mańki było żelaznym punktem odwiedzin wszystkich znajomych i sąsiadów (śmiech).

Dowiedziałam się mnóstwa rzeczy; tego, że modliszki – samice nie latają, że wystarczy je karmić raz na 2-3 dni, że nawet bez kopulacji składają co jakiś czas pustego „chrupka”, czyli kokon o niesamowitej nazwie ooteka… A także dowiedziałam się, że nie znoszę mieć w domu karaluchów i ze względu na to nie powtórzę już doświadczenia (śmiech).

Jakie owady i pająki najbardziej Cię zadziwiają, szokują?

Wiesz co, kiedy obserwuję ten świat, to najczęściej towarzyszą mi inne emocje – zachwyt i… jakieś takie wzruszenie. Świat przyrody jest niesamowicie piękny i tak mądrze urządzony. Popatrz – są mszyce, to są i mszycożercy (i to ilu ich jest! Biedronki to tylko czubek góry lodowej!). Jest mączniak, to bach – pojawia się stworzenie, które zjada mączniaka

Jeśli tylko człowiek nie wtrąca się za bardzo, to wszystko potrafi być tak pięknie zharmonizowane… Obserwując te maleńkie stworzenia czuję się niesamowicie uprzywilejowana.

Musiałaś zgłębiać wiedzę przy tworzeniu tych książek czy większość rzeczy już wiedziałaś wcześniej?

Kiedy zaczynałam przygodę z makrofotografią, moja wiedza na temat owadów i pająków była bardzo podstawowa. Na szczęście natrafiłam na grupy, w których potrafiono i chciano udzielać mi fachowych odpowiedzi.

Gdy zaczynałam pisać pierwszą książkę, było już o wiele lepiej, ale wciąż nie mogę i raczej nigdy nie będę mogła powiedzieć, że jestem znawcą tematu. Podam Ci przykład – pewnego dnia zauważyłam na liściu wojsiłkę, u której nogi dyndał sobie zaleszczotek. Moja wiedza była już na tyle duża, że potrafiłam rozpoznać te gatunki (oba zresztą to silni kandydaci do tomu trzeciego), ale nie wiedziałam, na co właściwie patrzę i co tu się wyprawia. Dlaczego maleńki zaleszczotek złapał szczypcami za nogę wojsiłkę i spokojnie sobie z niej zwisa? Zrobiłam więc zdjęcie i poszłam z tym pytaniem do ludzi, którzy się na tym znają. Dowiedziałam się, że zaleszczotki (maleńkie pajęczaki, które są wspaniałymi obrońcami uli i pszczół) nie potrafią samodzielnie pokonywać dużych odległości, więc gdy chcą poszukać dla siebie nowego terenu, „łapią stopa” w postaci dużego owada lub pająka. No powiedz – czy to nie jest absolutnie cudowne???

Jak wygląda robienie zdjęć takim małym istotom? Trzeba się czasami poświęcić?

Pod względem technicznym makrofotografia jest bardzo wymagającą dziedziną fotografii, zwłaszcza jeżeli włączymy do tego techniki wykorzystujące stare, manualne obiektywy. Nie jest łatwo sprostać tym wymaganiom będąc jednocześnie na tyle blisko swoich modeli, na ile jest to konieczne (co przeważnie oznacza BARDZO blisko). W rubryce „poświęcenia” możesz wpisać: bardzo wczesne wstawanie (wraz ze wschodem słońca, co latem oznacza niekiedy 4:30), non-stop ubłocone ubrania (bo zdjęcia często robi się, leżąc na brzuchu) a nawet godność osobistą (bo ludzie różnie reagują na widok osoby leżącej plackiem na ziemi). Nie mówiąc już o tym, że praca w ogrodzie stała się prawdziwym wyzwaniem – bo prawie zawsze w którymś momencie trafi się coś „ekstra”, musisz wszystko rzucać i lecieć po aparat (śmiech).

Dla kogo jest Twoja książka?

Dla ludzi ciekawych świata. Pisałam ją używając języka dostosowanego do odbiorcy 4-7 letniego, ale wiem, że uczyły się z niej całe rodziny. I bardzo, ale to bardzo mnie to cieszy.

Z Marią Maj-Klepacką rozmawiała Kamila Wójcik

Zdjęcia: Maria Maj-Klepacka, Michalina Trempała, Kamila Wójcik

Exit mobile version